Podziel się wrażeniami!
Moje rozważania i wspomnienia kieruję w zasadzie do wszystkich bez względu na staż fotograficzny i upodobania. I do początkujących, którzy dopiero się urządzają, ale i do zaawansowanych, którzy moje doświadczenia mogą przyrównać do swoich.
Aby dowiedzieć się - dlaczego, trzeba wpierw zapytać: dlaczego?
Czy zmoczyła was kiedyś ulewa podczas burzy, gdy z aparatem fotograficznym powędrowaliście w góry? Albo czy znaleźliście się z aparatem fotograficznym pośród piasków pustyni, gdy wiał Chamsin? Mnie się zdarzyło. Ale nie trzeba samemu doświadczyć takich ekstremalnych zjawisk meteorologicznych, aby zrozumieć, że już samo wyobrażenie o potencjalnych zagrożeniach powinno inspirować nas do działań zapobiegawczych. Ludzie mają instynkt samozachowawczy i moc działania, aparaty fotograficzne - nie.
Czyli czego nie lubi nasz „soniak” i jak mu pomóc, aby nas na długo polubił.
Właściciele „soniaków” na pewno czują, że w ich interesie jest, by, wydając w końcu nie małe pieniądze na aparaty fotograficzne, tych pieniędzy nie stracić po frajersku. Te nasze zabawki tak samo chronić trzeba przed deszczem, kurzem, uderzeniem, jak i przed złodziejem. Choć czasem jednak zastanawiam się, czy w pewnym sensie nie jest złodziejem i deszcz, i kurz i to, co opisał Newton w swoich zasadach dynamiki? Bo to jest tak: Aparat zamoczony = duży kłopot. Aparat zasypany kurzem = możliwy duży kłopot. Aparat, który zapoznał się z drugą i trzecią zasadą dynamiki Newtona = katastrofa. A te zasady Newtona to najprościej ujmując np. trywialne przypadkowe walnięcie aparatem o skałę w górach. Różnych możliwości i wariantów – multum.
Aby więc uchronić się przed sytuacją, do której pasuje powiedzenie o mądrym Polaku po szkodzie - i być mądrym przed szkodą, i żadną miarą nie dopuścić do puenty pewnej fraszki Jana Kochanowskiego - już przed wielu laty, gdy kupowałem swoją drugą lustrzankę, nabyłem od razu do niej torbę. Dawno, dawno temu aparaty fotograficzne sprzedawano jeszcze z fabrycznymi, masywnymi futerałami dopasowanymi do modelu (np. mój Zenith TTL), ale potem w dobie powszechności lustrzanek, gdy były realne możliwości dokupowania dodatkowych obiektywów, producenci aparatów wyczuli to, a może także chcieli ekstra zarobić, fakt, że zaczęło się upowszechniać sprzedawanie aparatów bez futerałów, a torby trzeba było sobie dokupić oddzielnie.
A ta moja pierwsza torba?….. Mam ją jeszcze. Dziś, jak na nią patrzę, to zdaję sobie sprawę z tego, jak wielki postęp nastąpił na tym rynku, i że dziś bym takiej zapewne nie kupił, choć na początku byłem z niej dumny. Jednak, jak się okazało po latach, ten w sumie niezbyt do końca udany, mierząc dzisiejszą miarą, zakup, stał się cenną pierwszą lekcję kupowania toreb, stających potem miejscem postoju mojej drugiej lustrzanki (Minolta 404i) i zaawanasowanego kompaktu Panasonica FZ-30, po których nastąpiła u mnie era Sony.
Rzecz o nowej torbie, czyli planowanie strategiczne.
Mając w torbie sprzęt za kilka tysięcy złotych muszę mieć pewność, że żaden złodziej deszczowy, czy kurzowy, czy ten od Newtona, mu nie zaszkodzi. Stąd warto zawsze przy szukaniu nowej torby zwrócić uwagę na to, jakiej grubości są ścianki, bo to będzie decydować o ich wytrzymałości na działania tych od Newtona. Tkanina, z której powinna być uszyta torba powinna być raczej gładka, a nie włochata, bo będzie odporna na przenikanie brudu do jej struktury, a poza tym rodzaj tkaniny powinien być odporny na pierwsze krople deszczu. A gdy mowa o deszczu, ale nie chodzi o pokropywanie, ale o prawdziwy prysznic, dobrze, aby torba wyposażona była w specjalny, chowany pokrowiec przeciwdeszczowy (także przeciwśnieżny). Nazwę go pelerynką. W terenie nigdy nic nie wiadomo, a jak wiadomo: czasem z małej chmury… Co do kurzu, to jest to odwieczna wojna, bo jego zawsze i wszędzie pełno. Ale możemy się przed nim w miarę skutecznie bronić. Klapa zamykająca dostęp do wnętrza torby obowiązkowo powinna być zasuwana na suwaki (zamki błyskawiczne) na całym obwodzie otwarcia, a najlepiej, aby suwaki były podwójne, bo to jest dość praktyczne. Zamki suwakowe są pierwszą linią obrony przed kurzem (ale, nie przed tym saharyjskim), przed kroplami deszczu też (choć już niekoniecznie przed rzęsistą ulewą). Dobrze jest, jeśli klapa posiada okap zakrywający zamki, bo to byłaby druga linia obrony przed kurzem i słabym deszczem. Komora powinna być miękko wyściełana, co zabezpiecza przez otarciami. Zwłaszcza w większych torbach komora powinna być na klapie górnej dodatkowo zabezpieczana klamrą zatrzaskową, mocowaną na brzegu klapy, lub okapu, jeśli takowy jest (ale są model i bez klamry). Klamra, jeśli jest, pełni tu rolę dodatkowe wzmocnienie dla zamków błyskawicznych i…. zawartości torby. Jest ważna zawsze tam, gdzie klapa górna wyposażona została w rękojeść do przenoszenia całości, a torba, z uwagi na gabaryty, może zostać znacząco obciążona. Torby obecnie zazwyczaj są wyposażane w różne dodatkowe zewnętrzne kieszenie boczne, lub/i przednie, czasem w klapie, bywa, że i z tyłu. Czasem boczne kieszenie są dopinane, ale to dotyczy niektórych średnich i większych modeli. Rozwiązanie to ułatwia późniejszą rozbudowę pojemności. Wewnątrz torby, w zależności od jej wielkości, mogą być przewidywane dodatkowe przegrody mocowane na rzepy, co służy modelowaniu wnętrza przez użytkownika wg jego potrzeb. Te „rzepowe” przegrody pozwalają na stworzenie dopasowanej, a zatem bezpiecznej przestrzeni dla samego aparatu, także np. dla dodatkowego obiektywu. Wewnętrzne kieszonki mają zazwyczaj przeznaczenie na drobne akcesoria. Pasek nośny torby powinien mieć możliwość regulacji długości i jeśli to model większy, także przesuwną nakładkę zmniejszająca nacisk jednostkowy na barku.
Planując zakup torby trzeba wziąć pod uwagę wszystkich jej późniejszych lokatorów, zaczynając od jej lokatora głównego: aparatu z podpiętym obiektywem (chyba, że to kompakt). A ponadto dla dodatkowych obiektywów (jeśli są), zapasowych kart pamięci, zapasowego akumulatora (~ów), zapasowego dekielka na obiektyw, dekielka na body (to tylko pozornie mało ważny przedmiot), filtrów (jeśli aparat jest z wymiennymi obiektywami), akcesoriów higieny, czyli szmatek do szkieł lub/i pędzelków do usuwania kurzu z obiektywu i filtra, gruszki do przedmuchiwania matrycy (tylko dla aparatów z wymiennymi obiektywami). Jeśli ma to być torba wyjazdowa (na urlop, wakacje, kilkudniową wycieczkę) trzeba będzie pamiętać o miejscu na cały system ładowania.
Z mojego doświadczenia wynika, że planowanie wielkości torby powinno uwzględnić nasze przyszłe apetyty na nowe akcesoria, w myśl zasady, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zbyt ciasne upakowanie delikatnych elementów może im tylko zaszkodzić (a to lekcja od Newtona). Lepiej, jak będzie trochę luzu, niż miałoby być zbyt ciasno. No, ale z tym luzem też nie można wpaść w przesadę, bo przecież na wycieczkę nie możemy się udać z wielką torbiagą. Pamiętam, gdy kupowałem przed laty torbę do pewnego aparaty kompaktowego, najpierw wykonałem atrapę tego aparatu z drewna, by potem w sklepach przymierzać się do różnych toreb. Jedne okazywały się zbyt ciasne, inne zbyt przestronne. Sprzedawcy przyglądali się początkowo zaintrygowani, a potem z uznaniem kiwali głową. Ale oczywiście nikomu nie zalecam strugania makiet aparatów z drewna.
Czas na decyzję.
Na rynku obecnie jest kilka marek, na które warto zwrócić uwagę, choć ja mam swojego zdecydowanego faworyta, ale o tym potem. Torby mają różne wykonania, wyposażenie, rozmiary i…. ceny. Ideałem jest, jeśli wszystkie potrzebne cechy zejdą się w jednym modelu. Trzeba cierpliwie szukać i nie zadowalać się tym, co pan sklepowy zachwala. Z szukaniem nie powinno być jednak zasadniczych kłopotów, bo tu panuje absolutny rynek klienta. Mamy Internet, a to otwiera szerokie pole do poszukiwań. Ale, niech informacje o towarach z Internetu będą na początek tylko inspiracją do poszukania zaraz potem, gdzieś w jakimś sklepie stacjonarnym, już wypatrzonego modelu. To ważne. Mam świadomość, że mieszkańcy dużych miast mają łatwiej. Ale to jest zakup na lata i warto mu poświęcić uwagę. Zanim się kupi upatrzoną torbę, trzeba ją najpierw wziąć w ręce, obejrzeć, podotykać, spróbować zamki, zajrzeć do środka, przyjrzeć się precyzji spasowania elementów, faktycznie jak wykonane są kieszonki i schowki, sprawdzić rodzaj materiału, odporność ścianek na uderzenie z boku, z góry, z dołu, zabezpieczenia antydeszczowe, itp. Z doświadczenia wiem, że zdjęcia toreb zamieszczone w Internecie, a także niektóre opisy, nie zawsze oddają precyzyjnie wszystkie detale torby i ich właściwości. Dlatego, aby uniknąć rozczarowań zalecam osobiste, fizyczne zapoznanie się z właściwościami przedmiotu. Nie raz oglądając torbę, która wzbudzała moje zainteresowanie na podstawie zdjęcia, po jej wzięciu w ręce, musiałem uznać, że albo jest mniejsza, lub ciaśniejsza, niż się początkowo wydawało, albo detale wewnętrzne, lub funkcjonowanie - nie odpowiadają moim potrzebom i wcześniejszym wyobrażeniom. No i sprawa ważna. Cena. Po pierwsze, absolutnie nie warto oszczędzać na jakości torby i wynikającym stąd bezpieczeństwie sprzętu. Po drugie, jak już uznaliśmy, że upatrzona torba jest tym, co tygrysy lubią najbardziej, to kupujemy tam, gdzie zakup cenowo jest optymalny. Podkreślam jednak, że własna, ugruntowana przeszukaniem rynku, wiedza jest warunkiem tego, że nie dacie sobie wcisnąć czegoś przeciętnego, a jednocześnie za duże pieniądze.
Przejdę teraz do moich osobistych preferencji. Najbardziej odpowiada mi oferta firmy „Lowepro”. To profesjonalnie zaprojektowane mieszkanka dla sprzętów fotograficznych. Widać, że firma w tym asortymencie specjalizuje się od lat i wie, czego wymagający fotograf potrzebuje. Moje trzy „cyfraki” przechowuję wraz z osprzętem i akcesoriami, właśnie w torbach Lowepro. W sumie na przestrzeni dziesięciu lat kupiłem już cztery torby tej marki (jedną dla kogoś z rodziny) i jestem z nich bardzo zadowolony. Mają wszystko to, co uważam za potrzebne. I choć to kilka modeli, to tak wybierałem, że wszystkie cztery mają pelerynkę przeciwdeszczową. W nazwie modelu torby figuruje wtedy skrót literowy AW (All Weather), czyli na każdą pogodę. W naszym klimacie to przydaje się. I już nie raz pelerynka ratowała torbę (i to, co w środku) przed zamoczeniem właśnie w górach. Pelerynka jest wszyta, więc zgubić jej nie można. Po wyschnięciu chowa się ją do zewnętrznej skrytki/kieszonki, pod spodem torby.
Zdrowie i paragraf.
W terenie torbę z aparatem zawsze noszę przewieszoną przez ramię na ukos. W odróżnieniu od noszenia na jednym ramieniu po jednej stronie ciała, noszenie na ukos zapobiega jednostronnemu obciążeniu kręgosłupa, co nabiera znaczenia zwłaszcza podczas dalszych wędrówek. Ale noszenie na ukos to także sposób na bezpieczniejsze noszenie (drogiego przecież) sprzętu, bo znacznie utrudnia złodziejowi dokonanie rabunku na tzw. wyrwę, gdy nagle, gdzieś na ulicy błyskawicznie podbiega od tyłu i jednym ruchem chce torbę zerwać z ramienia. Noszenie torby na jednym ramieniu znacznie mu to ułatwia. Tak na wszelki przypadek w zakamarkach torby dobrze jest gdzieś umieścić nierzucający się w oczy dowód, że to nasza własność i mieć oddzielnie przechowywane numery aparatu i obiektywu. Na dalszych wycieczkach mając aparat w torbie przewieszonej na ukos, mam jednocześnie na plecach mały plecak, który niejako przykrywa i „przytrzymuje” pasek torby.
Wszystkim życzę, na czas ich sesji plenerowych, pięknej, słonecznej pogody, także pogody ducha – no, ale…. przezorny zawsze ubezpieczony, jak powiadało niegdyś znane hasło reklamowe.